Drodzy czytaciele, coś Wam
pokażę.
|
Joanna Chrobak, Salome, 2007/2008 |
|
Joanna Chrobak, Upadek Ewy, 2007/2008 |
|
Joanna Chrobak, IV z cyklu Rozmowy o miłości, 2002 |
|
Joanna Chrobak, II z cyklu Rozmowy o miłości, 2002 |
|
Joanna Chrobak, IX z cyklu Korowód, 2005/2006 |
|
Joanna Chrobak, IV z cyklu Korowód, 2005/2006 |
|
Joanna Chrobak, II z cyklu Korowód, 2005/2006 |
|
Joanna Chrobak, Cefalus i Prokris, 2011 |
|
Joanna Chrobak, Bez tytułu, 2007/2008 |
|
Joanna Chrobak, Batszeba, Dalila, Judyta, 2007/2008 |
|
Joanna Chrobak, VII z cyklu Korowód, 2005/2006 |
|
Joanna Chrobak, XII z cyklu Korowód, 2005/2006 |
|
Joanna Chrobak, I z cyklu Korowód, 2005/2006 |
|
Joanna Chrobak, I z cyklu Rozmowy o miłości, 2002 |
Z pracami Joanny Chrobak
zetknęłam się po raz pierwszy ładnych kilka lat temu, chyba w 2006 roku, kiedy
to planeta, do której przemagnesowana byłam obiema nogami, nazywała się
renesans, i kiedy po okresie dość intensywnej znajomości z tą stroną owej
planety, której kręgosłup nazywa się Apeniny, odkryłam ze zdumieniem, że
prawdziwy Kosmos zaczyna się za Alpami.
Z zerową wówczas świadomością
tego, co się obecnie w sztuce robi, czyni i wyrabia, zostałam kompletnie
porażona tym, że w ogóle istnieją artyści, którym przychodzi do głowy czerpać
tak wielkimi garściami z tradycji malarstwa północnego XV i XVI wieku i tworzyć
w oparciu o to coś swojego.
Dzisiaj siłą rzeczy zabieg taki
już mnie nie dziwi, ale na prace pani Chrobak, imienniczki mojej, nadal lubię
patrzyć, może trochę z sentymentu, a może dlatego, że nadal jestem zachłyśnięta
precyzją w doborze inspiracji. Bo jej malarstwo wygląda dla mnie tak, jak
musiałaby wyglądać spuścizna artystyczna wspomnianego okresu, gdyby ktoś
zgromadził ją w jednym miejscu i zrzucił na nią bombę atomową. Albo po prostu –
musiałaby tak wyglądać widziana przez pryzmat snu. Ewentualnie koszmaru.
Mamy kobiety Cranacha powyginane
jak druty, kuzynki wiedźm Baldunga, które wyrosły zdeformowane, echa
dürerowskie, o jakich jednak drogi Albrecht ani nie śnił, ani nie koszmarzył. I
widzimy tych wcześniejszych – van Eycka, Fouqueta, Petrusa Christusa, którym
podkradziono modeli. Jest w tym wszystkim i astrologia, i jakiś posmaczek
alchemii, który w kilkadziesiąt lat po wymienionych tu tuzach z pewnością
wzbudziłby zainteresowanie takiego Rudolfa II. Na dworze Walezjuszy w drugiej
połowie wieku też pewnie rzecz by się przyjęła, acz patrzono by na to z
mieszaniną niesmaku i zafrapowania. Lista tego, co Chrobak czerpie od
samowolnie wybranych „ojców chrzestnych” swojego malarstwa, jest imponująca.
Czerpie kreskę, czerpie barwę, czerpie kostium, często zabiera twarze ich
pierwotnym właścicielom (poznajecie Giovanniego Arnolfiniego?), porywa
bohaterów wyobraźni, najpopularniejsze motywy (Adam i Ewa, św. Sebastian,
Salome i inne heroiny Starego Testamentu, cała plejada postaci mitologicznych w
ostatnim cyklu – Kefalos i Prokris, Leda, Danae, Wenus i Akteon, „uczestniczki”
Sądu Parysa…). A to wszystko jakby skażone chorobą genetyczną. Przede wszystkim
czerpie jednak nastrój płócien składających się na „ciemną stronę” późnego
gotyku / wczesnego renesansu. Nastrój, który normalnie tylko się przeczuwa,
który przebija lekko przez powierzchnię, tutaj jest potęgowany do maksimum. Co
wydaje się być dziwne, będzie jeszcze dziwniejsze. Co dyskretnie niepokoi,
będzie niepokoić na całego – „niepokojące” deformacje, nad którymi debatujemy:
zamierzone, czy nie?, wreszcie zyskają pełną celowość.
|
Przykład "ukradzionej" twarzy: Giovanni Arnolfini. Malował Jan van Eyck, ok. 1435. |
|
Znajoma twarz nr. 2: Madonna Jean'a Fouquet'a z ok. 1450. |
|
Najczęściej się powtarzająca: Dziewczyna pędzla Petrusa Christusa, ok. 1470. |
Po tym wszystkim jednak, po
bliższym zaznajomieniu się z autorką (życiorys i więcej prac na jej
stronie,
polecam zajrzeć również
tutaj), tym bardziej chce się wrócić do pierwowzorów,
do tych prac „ojców chrzestnych”, gdzie jest ciemno i dziwno – w sam raz na
listopad. Tak przy okazji tego, że planeta, na której stałam sześć lat temu
niespodziewanie sama mnie znowu znalazła, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu. Uważajcie
na marzenia z okresu środkowego nastolectwa – mogą się zacząć spełniać kiedy zdążycie mieć już
pięćset następnych!
|
Lucas Cranach St., Judyta, ok. 1530 |
|
Niklaus Manuel Deutsch, Sąd Parysa, 1517-1518 |
|
Niklaus Manuel Deutsch, Alegoria śmierci, b.d. |
|
Hans Baldung Grien, Sabat, 1510 |
|
Niklaus Manuel Deutsch, Ścięcie św. Jana Chrzciciela, 1515-1516 |
|
Hans Baldung Grien, Ewa, wąż i śmierć, 1510-1512 |
|
Albrecht Dürer, Wiedźmy, 1497
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz