wtorek, 19 maja 2015

Noc Muzeów 2015 we Wrocławiu: relacja bardzo krótka i bardzo subiektywna



Ludzi dużo. Im więcej instytucji bierze w NM udział, tym tłum rozkłada się bardziej równomiernie, nie było więc takich przepychanek jak w niektórych latach ubiegłych, chociaż, kto wie, może w Narodowym czy Współczesnym były, ale tam akurat nie dotarłam.

To w gruncie rzeczy strasznie krzepiące, że jeśli dać ludziom darmowe wejście i godziny otwarcia przyjazne także tym, którzy pracują do 18:00, to nagle okazuje się, że do muzeum fajnie jest się wybrać i że oferta tego typu instytucji nie trafia bynajmniej w próżnię (chociaż zawsze znajdą się malkontenci, którzy będą temu przeczyć). Truizm? Może i tak, ale mnie to oczywiste spostrzeżenie po prostu i zwyczajnie poprawiło humor. Humor się utrzymał, mimo że im dalej w noc, tym robiło się zimniej i bardziej wietrznie. Co nie podziałało na publiczność odstraszająco. Ha.

Przebieranki we wrocławskim ratuszu; fot. Mergia


W Ratuszu faktycznie trwały przebieranki. Ja się ostatecznie nie skusiłam, wypełniałam jedynie kronikarski obowiązek i chłonęłam. Przebierali się młodzi i starzy. Mnie osobiście bardzo spodobał się mały rycerzyk, który po zdjęciu kolczugi okazał się... ubraną na różowo kilkuletnią dziewczynką. No jakbym siebie w tym wieku widziała, tylko że mnie mama nie ubierała na różowo (mój Boże, do dzisiaj pamiętam, jak w podstawówce wreszcie kupiłam sobie t-shirt z długim rękawem w kolorze najbardziej barbie-owatego różu, jaki można sobie wyobrazić - i byłam z tego dumna!). 

Przebieranki we wrocławskim ratuszu; fot. Mergia


W Archeologicznym było miodnie - dosłownie, bo gwiazdą wystawy czasowej, o której była już mowa (Zaginione - ocalone. Szczecińska kolekcja starożytności pomorskich), nie średniowiecznej co prawda - ale co tam, był piękny, bursztynowy Miś, zaskakująco duży. Solidny kawał żywicy! Lewitował sobie w przeźroczystej tubie, i obracał, obracał... Można było tak stać i patrzeć bez końca. 

Ta pysia! Bursztynowy miś ze Słupska; Muzeum Archeologiczne we Wrocławiu; fot. Mergia
Pozostałe archeo-eksponaty wywołały we mnie tradycyjną w podobnych okolicznościach reakcję: chcę to nosić. Moje prymitywne podejście do szacownych artefaktów znów dało o sobie znać, ale hej - to chyba dobrze, że te wiekowe precjoza nadal wywołują niekłamane pożądanie i sprawiają, że oczy się błyszczą? 

Zaginione - ocalone. Szczecińska kolekcja starożytności pomorskich; M.Archeologiczne we Wrocławiu, fot. Mergia

Zaginione - ocalone. Szczecińska kolekcja starożytności pomorskich; M.Archeologiczne we Wrocławiu, fot. Mergia

Zaginione - ocalone. Szczecińska kolekcja starożytności pomorskich; M.Archeologiczne we Wrocławiu, fot. Mergia

Zaginione - ocalone. Szczecińska kolekcja starożytności pomorskich; M.Archeologiczne we Wrocławiu, fot. Mergia

Zaginione - ocalone. Szczecińska kolekcja starożytności pomorskich; M.Archeologiczne we Wrocławiu, fot. Mergia


W Muzeum Architektury pachniało cebulą. Naprawdę. Nie wiem doprawdy, czy stół zastawiony spożywczymi dobrami wszelakimi, wiązanymi z mniszym jadłospisem jakoś walnie przyczyniał się do pogłębienia refleksji nad życiem monastycznym w średniowieczu. Bardziej podobał mi się quiz, za którego rozwiązanie ponoć dostawało się nagrody. Nie wiem, bo nie sprawdziłam, ale możliwe odpowiedzi były czasami bardzo śmieszne, np. w pytaniu: co to jest tonsura odpowiedzią (bodajże) "a" było: lek spowalniający łysienie, czy też: środek przeciwko łysieniu, coś w tym stylu. "Tonsura - na porost włosów najlepsza mikstura!". "By włos miał siłę tura - niezbędna jest Tonsura!". Quiz zdecydowanie wyzwalał w człowieku moce kreatywności. 

Noc Muzeów we wrocławskim Muzeum Architektury; fot. Mergia

           Noc Muzeów we wrocławskim Muzeum Architektury; fot. Mergia


Najważniejsze jednak, że w czasie Nocy Muzeów, mimo że przecież odwiedzam miejsca mi już dobrze znane, zawsze znajdę coś, na co wcześniej nie zwróciłam uwagi, lub przynajmniej spojrzę na to pod innym kątem. I nudy nie ma. Ale i tak najbardziej lubię obserwować wyraz pozytywnego zdumienia, który maluje się na twarzach tych zwiedzających, którzy w danym miejscu ewidentnie są po raz pierwszy. Albo przyprowadzać kolejną osobę do Ratusza, właściwie tylko po to, żeby pokazać jej swoją ulubioną Sowę. Wiecie, jaką sowę mam na myśli? Jeśli nie, to trzeba się tam wybrać, i jej poszukać. Historyczno-sztuczna ornitologia potrafi dostarczyć sporo uciechy. 

Wrocław, ratusz; fot. Mergia

Wrocław, ratusz; fot. Mergia

Wrocław, ratusz; fot. Mergia

Wrocław, ratusz; fot. Mergia

Wrocław, Muzeum Archeologiczne; fot. Mergia

Wrocław, Muzeum Architektury; fot. Mergia

Wrocław, Muzeum Architektury; fot. Mergia

Wrocław, Muzeum Architektury; fot. Mergia

Wrocław, Muzeum Architektury; fot. Mergia

Wrocław, Muzeum Architektury; fot. Mergia

Wrocław, Muzeum Architektury; fot. Mergia


sobota, 16 maja 2015

IV Interdyscyplinarne Spotkania Mediewistyczne nadchodzą!

Co prawda szykuję się właśnie do ruszenia na fotograficzne łowy w trakcie Nocy Muzeów, ale w głowie ciągle mi pohukuje myśl o MiŚ-owej konferencji. 

To już w nadchodzącym tygodniu! 


Czoła chylę przed koleżanką Eweliną Kowalczyk, która dzielnie ponosi trudy organizacji już kolejnej edycji tego przedsięwzięcia. Niektórzy może pamiętają, że Ewelina pojawiła się tu kiedyś z relacją z wystawy "Europa Jagellonica". Na żywo będzie można ujrzeć i usłyszeć szefową naszego Koła w trakcie XV sesji referatowej konferencji, czyli 22 maja o godz. 17.45.

Niżej podpisana opowie - tradycyjnie o ciuchach ("Zbroja haute couture...") - również w piątek, 22 maja, o godz. 15.30. 

Pełny program do wglądu i pobrania na oficjalnej stronie IKN MiŚ.

niedziela, 10 maja 2015

Wsiadajcie, Madonny. Wystawa "Śląska rzeźba gotycka ze zbiorów Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego" w Muzeum Narodowym we Wrocławiu.

Wsiadły, więc i przyjechały. Z Lublina wybrały się w odwiedziny - użyjmy tego pretensjonalnego słowa - do macierzy.

Madonna z k. św. Doroty we Wrocławiu (?), krąg Mistrza Lubińskich Figur, l. 90-te XV w.; fot. Mergia

Wchodzimy do mrocznej sali na drugim piętrze wrocławskiego Muzeum Narodowego. Jesteśmy okrążeni przez kilkanaście stojących w regularnych odstępach, podświetlonych rzeźb. Dookoła egipskie ciemności (wybaczcie, nie powołam się na "mroki średniowiecza"). I kilkanaście par oczu wpatrzonych we wchodzących turystów. Wyglądają trochę jak przybysze z innej planety. Albo przynajmniej z zaświatów. Rzeźby, nie turyści. Dookoła wszystko w tonacji ciemnej czerwieni. Dostojnie. Godnie. Myślę sobie: tylko tyle? Wystawka ci to nieduża. 

Jak to w ogóle z tymi rzeźbami było? Co one w dalekim Lublinie na co dzień robią? Cytuję za stroną MNWr:
W czasie II wojny światowej Katolicki Uniwersytet Lubelski całkowicie utracił własne zbiory muzealne. Po zakończeniu działań wojennych władze uniwersyteckie podjęły trud stworzenia ich na nowo. Inicjatorem tych działań był ks. rektor Józef Iwanicki, który w 1956 r. skierował list do biskupów diecezjalnych z apelem o wytypowanie z podległych im muzeów sztuki sakralnej obiektów dla KUL. Do apelu pozytywnie ustosunkowała się jedynie Kuria Arcybiskupia we Wrocławiu. Z wrocławskich zbiorów ofiarowano ogółem 26 eksponatów, w tym 14 przykładów śląskiej plastyki XV-XVI w. 

Taka szczodrość. 

Dzięki darowiźnie z Wrocławia zbiory muzealne KUL mogą poszczycić się dziś największą kolekcją średniowiecznej plastyki śląskiej na wschód od Wisły – wyjaśnia dr Krzysztof Przylicki, kurator zbiorów muzealnych KUL. Ten liczący 14 obiektów zbiór pod względem artystycznym stanowi ewenement. Znalazły się w nim bowiem dzieła czołowych warsztatów śląskich późnego średniowiecza. Prezentowana obecnie wystawa stanowi zwieńczenie projektu badawczego prowadzonego w latach 2011-2012 w Instytucie Historii Sztuki KUL, którego celem było rozpoznanie atrybucji oraz miejsc pierwotnego przechowywania rzeźb. Na skutek zawirowań wojennych większość z nich utraciła bowiem swoją tożsamość, stając się zupełnie anonimowymi przykładami średniowiecznej sztuki śląskiej. 

Dodajmy, że owe dzieła "czołowych warsztatów śląskich późnego średniowiecza" prezentowane na wystawie policzyć można na palcach jednej ręki. Robią za to wrażenie, ale o tym niżej. Dominuje jednak odczucie, że przeważa tu jakaś trzecia, czwarta liga. Co nie znaczy, że obywa się w tym przypadku bez atrakcji. Same efekty prac wykonanych w ramach wspomnianego projektu badawczego faktycznie wydają się być cenne. Każdej rzeźbie towarzyszy zresztą tablica z dokładną metryczką, opisem, często również omówieniem prac konserwatorskich, które same w sobie stanowią jeden z najcenniejszych rezultatów działań wykonawców projektu. Wszystkie informacje podane są - niestety - tylko w języku polskim. To już nie pierwszy raz kiedy narzekam na takie zwyczaje panujące w Narodowym. No cóż, akurat tym razem cieszę się, że nie jestem niemieckim turystą. 

Tyle, jeśli chodzi o powagę. 
Teraz rozrywka. 

Wystawa, choć stosunkowo skromna i w sumie niepozorna, dostarczyła mi wielorakich radości, uciech i wzruszeń, często nie do końca serio. Nic na to nie poradzę. Na szczęście wiem, że nie jestem w tym odosobniona. Niestety, niestety: patrząc na tak zwane Dzieło, zanim na jego widok zacznę mruczeć do siebie ze znawstwem "mmm... tak... zaiste: sposób łamania szat jest tak charakterystyczny dla takiej-a-takiej dekady, a wygięcie brwi świętej po prawej nieodparcie przywodzi mi na myśl prace warsztatu Mistrza o Trudnym Do Zapamiętania Sztucznym Pseudonimie...", jest najpierw skrupulatnie taksowane przeze mnie pod kątem "co my tu mamy zabawnego". Chyba że od razu - tym razem mówię to bez ironii - rzeczone dzieło mnie kompletnie obezwładni, powali i zawłaszczy. Co na tej wystawie też się zdarzyło. Ale, jak już się rzekło, dominowało wrażenie nieoczekiwanego zjawienia się w gronie kosmitów: niewiast o wybałuszonych oczach i czołach wypukłych niczym u piesków ras miniaturowych (typu chihuahua), dzieci o złowrogich obliczach i głowach w kształcie jabłka, oraz całkiem wyględnych i proporcjonalnych mężczyzn, którzy niestety schowali się za ornamentem. Jak to czasem fajnie pooglądać dzieła niższej klasy! 
 
Madonna z Goworowic (fragm. retabulum z Rudna), ok. 1470-80; fot. Mergia

Takie cuda! Ale było też na czym oko zawiesić. Fragment ołtarza z Kliczkowa, pokazany przeze mnie już w poprzednim poście, po konserwacji wygląda jak nowy i reprezentuje oczywiście Klasę Bardzo Dobrą. Polecam waszej uwadze wspomnianych wyżej, skrytych za ornamentem męskich członków Świętej Rodziny, którym nijak nie udało się zrobić dobrego zdjęcia. Jest to przynajmniej powód, żeby pójść i zobaczyć ich osobiście.


szafa retabulum św. Rodziny w Kliczkowa; pracownia śląska pod wpływem Mistrza Ołtarza z Gościszowic, ok. 1520, fot. Mergia

szafa retabulum św. Rodziny w Kliczkowa; pracownia śląska pod wpływem Mistrza Ołtarza z Gościszowic, ok. 1520, fot. Mergia

Jeśli chodzi o konserwację, wstrząsający przypadek stanowi ta oto urocza, malutka św. Barbara:


św. Barbara, Śląsk, 3 ćw. XV w.; fot. Mergia

która przed zabiegami, jakimi poddano ją w roku 2014, była zachowana w dobrym stanie, żaden tam brak głowy czy ręki, wieża nawet cała, calusieńka - tylko, na Boga! - kto ją tak wymalował?! Kto jej zrobił te oczy?!

św. Barbara, stan przed konserwacją w roku 2014; fot. Mergia

Może trochę przesadziłam, pisząc o kosmitach? Jak widać na razie proporcje między gargamelami a rzeźbami dobrymi/przyzwoitymi są całkiem wyrównane. Spodobała mi się ta nieduża Madonna, a zwłaszcza wyjątkowo wdzięczne, misternie uczesane Dzieciątko:


Madonna z Kliczkowa, Śląsk, ok. 1480; fot. Mergia

Madonna z Kliczkowa, Śląsk, ok. 1480; fot. Mergia



 ... trzy metry dalej i pięć sekund później padłam jednak na zawał, kiedy zaatakowały mnie stwory z Gałowa. Nomen-omen, gały dosłownie z oczodołów wypadają: 


św. Katarzyna, Madonna z Dzieciątkiem i św. Barbara, fragm. ołtarza z Gałowa, ok. 1460-70; fot. Mergia
To jest ten moment w którym człowiek, mimo całej swojej wyrozumiałości dla dawnych rzemieślników, ma nadzieję, że wyjątkowo uzdolnionemu twórcy powyższych widziadeł potrącono jednak coś z wynagrodzenia, motywując to np. tym, że wyglądające na bezzębne oblicza świętych i Marii będą rozpraszać wiernych w trakcie nabożeństwa. Mnie by rozpraszały. A na widok tego Dzieciątka bym po prostu zwiewała.

Uf, na szczęście obok czekała Ona. Najpiękniejsza, bez dwóch zdań. Na tej wystawie na pewno. Piękna, fotogeniczna, wspaniałe włosy, magnetyczne spojrzenie, wysoka i smukła. Wczoraj w jednej z wrocławskich galerii handlowych natknęłam się na casting dla modelek. Mogli ja też zaprosić. Z reguły jest tak, że jak coś ma metkę "Jacob Beinhart & warsztat" to nie może być złe. Twórcy ołtarza z Gałowa - patrzcie i uczcie się, jak to się robi:

tzw. Złota Katarzyna z Katternecke we Wrocławiu, pracownia Jacoba Beinharta, pocz. XVI w.; fot. Mergia

tzw. Złota Katarzyna z Katternecke we Wrocławiu, pracownia Jacoba Beinharta, pocz. XVI w.; fot. Mergia

Powołam się znów na oficjalne informacje udostępnione przez MNWr:
Najcenniejszą rzeźbą w uniwersyteckiej kolekcji jest drewniana figura św. Katarzyny Aleksandryjskiej, łączona z wrocławskim warsztatem Jacoba Beinharta (czynnego na Śląsku na przełomie XV i XVI w.). Do 1833 r. ustawiona była w niszy narożnej kamienicy stojącej u zbiegu ulic św. Katarzyny i Szerokiej (ob. Purkyniego). Mieszcząca się tam karczma „Pod Złotą Katarzyną” swą nazwę zawdzięczała właśnie kolorowi jej szat. Gdy w 1864 r. rzeźba stała się własnością Georgine Hoeptner, została odnowiona „w stylu średniowiecznym, przy użyciu farb matowych”, po czym wyeksponowana w firmowym sklepie ze srebrami produkowanymi w rodzinnym zakładzie J. Hoeptner & Comp. W 1898 r. Hoeptnerowie przekazali zabytek do zbiorów wrocławskiego Muzeum Archidiecezjalnego.

Jak piękna Kasieńka wyglądała po "użyciu farb matowych" możecie zobaczyć tutaj. A ja tymczasem ponapawam się jeszcze trochę. Koniecznie pójdźcie osobiście się z nią przywitać!

tzw. Złota Katarzyna z Katternecke we Wrocławiu, pracownia Jacoba Beinharta, pocz. XVI w.; fot. Mergia
I gdyby uroda Katarzyny was oślepiła, nie martwcie się - zaraz zejdziecie na ziemię, gdzie powitają was - tak pieszczotliwie przez nas nazwane - "kartofelki" (może nie piękne, ale jakieś takie z lica życzliwe, sympatyczne i dobroduszne):

Madonna z Dzieciątkiem, Śląsk, ok. 1500; fot. Mergia


Te dołeczki w policzkach!

Reasumując - czy warto? 
Umiarkowanym amatorom rzeźby późnogotyckiej zalecałabym obejrzenie wystawy podczas Nocy Muzeów. Dlaczego? Bo będzie za darmo. Miłośnicy i historycy sztuki niech się wybiorą, obejrzą, przetrawią, poczytają i przyswoją te wszystkie nowe proweniencje, atrybucje i datowania. A potem - do jakiejś karczmy, ku pamięci tej, nad którą stała Piękna Katarzyna, ażeby kufel wychylić ku czci wszystkich pięknych dam, dawnych i obecnych.

W końcu mamy maj!

Madonna z Dzieciątkiem, Śląsk, ok. 1500; fot. Mergia




wtorek, 5 maja 2015

Średniowieczny maj: rozkład jazdy dla Wrocławia i okolic.



Wiosna nadeszła pełną parą, aż chce się wychodzić na miasto! Abstrahując od innych wiosennych doświadczeń (typu: ogródki piwne) - już nie pamiętam kiedy miałam przed sobą miesiąc tak szczelnie napakowany około-średniowiecznymi atrakcjami. Do współuczestnictwa gorąco zachęcam. Wrocławiocentryzm trzeba niżej podpisanej po prostu wybaczyć.

Po kolei.



Na początek: Śląska rzeźba gotycka ze zbiorów Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, wystawa czynna do 28 maja.

Jak głosi notka na stronie MNWr: "Po raz pierwszy - po prawie 60-ciu latach - we Wrocławiu pokazane zostaną średniowieczne dzieła sztuki, które Kuria Arcybiskupia we Wrocławiu przekazała w darze Katolickiemu Uniwersytetowi Lubelskiemu."

"Twarzą" wystawy została, widoczna na banerach, jedna z kwater retabulum Wielkiej Świętej Rodziny z kościoła Trzech Króli w Kliczkowie, powstałego w kręgu znanego i lubianego (choć nadal anonimowego) Mistrza Ołtarza z Gościszowic. 

źródło: mnwr.art.pl

Zapowiada się smakowicie. Relacja z wystawy - już wkrótce. 


źródło: wroclaw.pl

Nie wychodzimy z klimatów muzealniczych. Dalej, 16 maja, mamy Noc Muzeów. Gdzie warto pójść trochę pośredniowieczyć?

W Narodowym będzie można obejrzeć wyżej wspomnianą wystawę, a na dodatek, o godz. 19:30, posłuchać wykładu Michała Pieczki W majestacie gotyckiej rzeźby. Idealna okazja dla osób początkujących lub umiarkowanie zorientowanych w temacie, by uzupełnić swoją wiedzę: pokazane i omówione zostaną najpiękniejsze i najcenniejsze przykłady średniowiecznej rzeźby sakralnej: ołtarze, przedstawienia Chrystusa, świętych, Piety i Piękne Madonny.


Muzeum Architektury we Wrocławiu, źródło: ma.wroc.pl

Wcześniej warto podskoczyć do Muzeum Architektury, gdzie od 18:00 można zapoznawać się z historią budynku Muzeum (dla przypomnienia: dawnego, wzniesionego w XV wieku kościoła i klasztoru bernardynów) oraz życiem jego pierwszych mieszkańców. Mnisze jadło! Zioła! (Trunki?) Jeśli jesteście dzieciaci - zabierzcie swoje pociechy na organizowane w godzinach od 18:00 do 21:00 zajęcia plastyczne odbywające się pod hasłem Warsztat Iluminatora. Żałuję, że jestem za stara i w dodatku pozbawiona talentu manualnego
. Oczywiście w międzyczasie można zapoznać się z ekspozycją stałą, w której średniowieczności nie brak. Kto jeszcze nie widział szacownych resztek rzeźby architektonicznej z dawnego opactwa na Ołbinie - niech spieszy bez marudzenia.

Sala Wielka, ratusz wrocławski; źródło: muzeum.miejskie.wroclaw.pl
Ja jednak najbardziej napaliłam się na to, co dziać się będzie w Ratuszu. Trzeba się trochę zabawić. Muzeum Miejskie Wrocławia, oddział Muzeum Sztuki Mieszczańskiej (z siedzibą w Ratuszu właśnie) zaprasza na, cytuję: zabawę w przebieranie w historyczne stroje z różnych epok (!!!). Podobno można będzie zrobić się na księżniczkę (nuda), mieszczanina (no, ostatecznie) albo na rajcę (tak!). Jako że w ostatnim czasie stopień mojego osadzenia we klimatach Wrocławia 1-szej połowy szesnastego wieku zaczyna już osiągać masę krytyczną, chętnie powydurniam się w strojach "współczesnych" moim Trzem Wspaniałym Kanonikom, którymi się obecnie z tak wielkim oddaniem zajmuję... W każdym razie - koniecznie weźcie ze sobą aparaty fotograficzne. Tym bardziej, że w Ratuszu smakowitości jest więcej.

Na koniec trzeba wstąpić do Arsenału aka Muzeum Archeologicznego i Muzeum Militariów. Poza ekspozycją stałą (w tym: Śląsk średniowieczny) zobaczyć będzie można wystawę czasową Zaginione - ocalone. Szczecińska kolekcja starożytności pomorskich. Czeka na nas 217 obiektów, od epoki kamienia do średniowiecza. W tym słynny (nieśredniowieczny, ale nie mogę o nim nie wspomnieć) bursztynowy misiek ze Słupska, zwany "Żelkiem". 

Jaki on piękny! Figurka niedźwiadka, bursztyn, młodsza epoka kamienia; źródło: muzeum.szczecin.pl
Jeśli nie zdążycie w Noc Muzeów - nic straconego, wystawa będzie czynna do 7 czerwca.

Co dalej? Dajmy oczom odpocząć i otwórzmy uszy.

źródło: okis.pl
Maj z Muzyką Dawną!

Gdzie i kiedy spłynie na nas trochę średniowiecza?
Ja wybieram się:
- 19 maja (wtorek) do Sali Wielkiej Ratusza, gdzie o godz. 19:00 program składający się z utworów średniowiecznych, renesansowych i Bacha zaprezentują uczniowie klasy harfy Państwowej Szkoły Muzycznej I i II Stopnia we Wrocławiu oraz Zespół Muzyki Dawnej „Tiboryus”
- 20 maja (środa) do kościoła św. Piotra i Pawła, gdzie - również o 19:00, również w zakresie średniowieczno-renesansowym (ale już bez Bacha) zabrzmi Zespół Wokalny Piu Mosso

Pełen program dostępny tutaj. Wstęp na wszystkie koncerty jest darmowy!



I wreszcie - konferencja MiŚ-a, czyli mówiąc oficjalnie: IV Interdyscyplinarne Spotkania Mediewistyczne organizowane przez Interdyscyplinarne Koło Miłośników Średniowiecza Uniwersytetu Wrocławskiego, czyt. moje drogie, zacne koło "macierzyste", którego członkowie od kilku lat dzielnie znoszą moje nieustanne pojawianie-się-i-znikanie, o gadaniu o ciuchach już nawet nie wspominając. Program będzie dostępny lada dzień, w każdym razie (wiem, bom listę referatów już widziała) zapowiada się naprawdę świetnie. W każdym razie - rezerwujcie czas 21 i 22 maja. Tym razem nie zaistniała żadna kolizja terminów (dwie poprzednie edycje musiałam sobie niestety odpuścić), więc moja skromna osoba również będzie się prezentować - nie zgadniecie doprawdy, o czym Mer Niedzielna Mediewistka będzie tym razem odpowiadać...

A na koniec miesiąca - wybywam. W tradycyjnym, doborowym, polsko-niemieckim gronie znanym jako uczestnicy Seminarium Wrocław-Halle-Siegen. Jedziemy do Przesieki, krążyć będziemy po Karkonoszach i Górach Izerskich, a ja jak zwykle wypuszczać się będę na fotograficzne safari. 

Stay tuned!





niedziela, 3 maja 2015

Królestwo (za) konia. Mechanicznego.



Kiedy powiedziałam ostatnio jednej z bliskich osób, że reaktywowałam bloga, usłyszałam "a starczy ci jeszcze tematów?" Cóż, zdaję sobie sprawę, że w przypadku uprawianego tu przeze mnie zagadnienia temat nie zawsze leży na ulicy, chociaż...

Dzisiejszy temat na ulicach nie leży, tylko po nich jeździ. Lub jeździł. Nie ważne, my tu przecież lubimy czas przeszły na równi z teraźniejszym, a w niektórych wypadkach nawet bardziej.

A było to tak. Chciałam powiedzieć parę słów o tym, co średniowiecznego dzieje się teraz we wrocławskim Narodowym, dokąd udałam się w zeszły czwartek, pokiełbasiwszy kompletnie godziny otwarcia (zamknięcia właściwie), w skutek czego pocałowałam przysłowiową klamkę, a rzecz całą trzeba było przesunąć na najbliższy tydzień. Możecie być jednak pewni, że co się odwlecze, to nie uciecze.

W domu mój Luby, dając upust swojej pasji motoryzacyjnej, buszował po różnych stronach i stroniczkach, coś mi tam ładnego pokazywał (sprawy samochodowe zwykłam odbierać na zasadzie "podoba mi się - nie podoba mi się") po czym w którymś momencie oświadczył, że widział gdzieś znaczek na maskę (to ma po polsku jakieś sensowne, zgrabne określenie?) w postaci głowy konkwistadora.

Jak to? Szesnastowieczny pan z wąsem doczepiony do auta? Toż to afterejdżyzm w czystej postaci!

Zachęciłam Lubego do przeszukania Internetu pod kątem takich atrakcji - okazało się, że istnieje ich więcej. Nie tylko zresztą średniowiecznych, natknęliśmy się również na bogaty wybór motywów antykizujących. Ale oto główne znaleziska, które chciałam Wam pokazać:

DeSoto, przeł. l. 40-tych/50-tych XX w.; źródło: bagofgrab.typepad.com

To pan od którego poszukiwania się zaczęły. Marka DeSoto (powstała pod skrzydłem Chryslera; nazwa na cześć Hernando de Soto, który wsławił się jako pierwszy Europejczyk, który zbadał Florydę), rzecz prawdopodobnie z przełomu lat 40-tych/50-tych. Efektowne, prawda? 

DeSoto, 1951 r.; źródło: pinterest.com

DeSoto, 1949 r.; źródło: flickr.com

Wcześniej miniaturowy Zdobywca Ameryki wyglądał tak:

DeSoto, 1931 r.; źródło: pinterest.com
Aż się chce rzec, że to samochód "na podbój" (a pytanie brzmieć winno nie "czego?" tylko "kogo"!).

Zabawa z dawnymi wojakami zaczęła się jednak znacznie wcześniej. Oto Willys Knight (nomen omen!) w różnych wydaniach: 

Willys Knight, 1923-26; źródło: worthpoint.com

Willys Knight, b.d.; źródło: flickr.com

Willys Knight, l. 20-te XX w.; źródło: hood-ornaments.com

Willys Knight, 1928; źródło: pinterest.com
Willys Knight, b.d.; źrodło: pinterest.com

Willys Knight, b.d.; źródło: flickr.com

Willys Knight, 1930; źródło: photos.aaca.org
Nie jeden miałby ochotę w czymś takim zaszarżować.

Ach, to kreowanie aury prestiżu wokół Człowieka Za Kierownicą! Poczuj się jak rycerz, poczuj, jak niesie cię twój turniejowy bucefał, jak wszystkie białogłowy mdleją, kiedy tak szarżujesz, a wszystkich konkurentów oślepia blask twej zbroi, a wszystko dookoła zdaje się być zahipnotyzowane miarowym rytmem odmierzanym stukotem kopyt / pomrukiem koni (mechanicznych)...

 A to? Nie, to nie wóz dla prałata ani maska papa-mobile'u. Przyjrzyjcie się dobrze, to nie krzyż, to miecz! To EXCALIBUR (czyt. dobro dostępne nielicznym).


Excalibur, 1978; źródło: cartype.com

Dla tych, którzy lubią głośno odtrąbić swoje przybycie, pozostaje stary dobry Cadillac: 

Cadillac, 1926; źródło: greatestcollectibles.com





Miłej końcówki długiego weekendu, do zobaczenia lada dzień!