Ani się człowiek obejrzał, a już październik zdążył nabrać
rozpędu i prawie się skończyć. Czas najwyższy przypomnieć się światu.
Tak to już jest, że początek roku akademickiego – mimo, że
akademickości jeszcze w nim jak na lekarstwo – obfituje w tyle różnych
wydarzeń, że trudno znaleźć czas na cokolwiek nadprogramowego. A już w
szczególności na blogowanie, zwłaszcza w sytuacji, kiedy Internet odmawia
współpracy. Ale dość tłumaczeń.
Korzę się pokornie w obliczu mojej przeciągniętej
nieobecności, ale stwierdzić też muszę, że średniowiecza nie zaniedbywałam,
wręcz przeciwnie. Wszystkich sympatyków Interdyscyplinarnego Koła Naukowego
Miłośników Średniowiecza na Uniwersytecie Wrocławskim, czyli MiŚ-a, mogę w tym
momencie z sercem radosnym zawiadomić, że prace nad oficjalną inauguracją
sezonu są w toku i nabierają właśnie rumieńców. Obmyślamy atrakcje na nowy rok,
o których i tutaj pewnie będziemy dawać znać, wytykając czasem nosa zza tych
wszystkich filmów, tekstyliów i mniej lub bardziej sympatycznych ‘michałków’.
W samym Wrocławiu średniowieczem ostatnio prawie obrodziło,
skoro nawet dwa z czterech wykładów, które odbyły się w ramach zorganizowanego przez
Muzeum Uniwersytetu Wrocławskiego cyklu dedykowanego skarbom jego kolekcji, zostały
poświęcone zabytkom interesującego nas tu czasokresu. O krucyfiksie mistycznym
z dawnego wrocławskiego kościoła klarysek i o średniowiecznym miniatorstwie
śląskim mówili odpowiednio dr Marcin Wisłocki z UWr oraz dr hab. Dariusz Tabor
CR z UPJPII w Krakowie. Wypada stwierdzić, że były to wykłady nad wyraz
pożywne. Zbiór rękopisów w posiadaniu Muzeum jest rzeczywiście fantastyczny i
komu zależy na zobaczeniu choćby drobnego ich wycinka, tego zachęcam do jak
najszybszego udania się do Gmachu Głównego UWr – będą tam
eksponowane tylko do końca października. Potem znikną w przepastnych,
bibliotecznych magazynach. Łza się w oku kręci.
|
fot. JK (Mergia) |
Nie, żeby
miał specjalnie daleko (na co dzień rezyduje w Muzeum Regionalnym w Środzie
Śląskiej). Wybrałam się, bo ciekawiło mnie niezmiernie jak tym razem zostanie
zaprezentowany. Ekspozycje złotnictwa są zresztą stosunkowo mało elastyczne i
raczej trudno było spodziewać się jakiejś wystawienniczej rewolucji. Średzkie
rarytasy widziałam ostatnio w marcu 2011 w… Ostrawie. Na wystawie
Kral, ktery letal, poświęconej Janowi
Luksemburskiemu. Skarb wystawę przeżył, otoczony zresztą dziełami naprawdę
poważnymi, ale oglądanie fragmentu ekspozycji poświęconej sztuce w okresie
panowania owego monarchy przypominało trochę thriller, albo sen z gatunku tych,
w których idzie się ciemną uliczką z nieustannym poczuciem, że jest się
śledzonym, obserwowanym i że kroku trzeba czym prędzej przyspieszyć, tymczasem
nogi odmawiają posłuszeństwa… Tutaj też były jak z waty, no bo jak tu przyspieszać,
kiedy takie rzeczy przed oczami... A trzeba było, bo przed drzwiami tych
dwóch pomieszczeń, gdzie rarytasy zgromadzono, kłębił się tłum straszny,
burzliwy, niepowstrzymany i ogromny. Na pewno znacie to uczucie – panie
muzealne wpuszczające po kilka osób i nerwowo zerkające na zegarek. Mało
komfortowo. Dlatego naprawdę liczyłam na nasze pokryte bluszczem gmaszysko i
mieszczącą się w nim instytucję. No i się przeliczyłam.
|
fot. JK (Mergia) |
(Nie czas i miejsce, żeby omawiać – dobrze zresztą
i powszechnie znaną – historię związaną z odkryciem skarbu średzkiego i
przypominać hipotezy odnośnie jego pochodzenia i przeznaczenia.
Zainteresowanych odsyłam chociażby
tu lub
tu.)
Mikroskopijna, ale to naprawdę mikroskopijna wystawa mieści
się w komórce pod schodami. Nie, to nie jest przenośnia, mamy tam takowe
pomieszczenie. Bardzo klaustrofobiczne. Już od jakiś dziesięciu lat nie jestem
fanką książek pani Rowling, ale tak jakoś mi się przypomniało, że Harry Potter
chyba w czymś takim swego czasu zamieszkiwał. Średzkie cacka przybyły w
reprezentatywnym wyborze. Korona z orłami oczywiście jest. A że jest to wybór źle podświetlony,
pozacieniany tu i tam, zupełnie niespodzianie, stłoczony w jednej gablocie, nie
dającej możliwości obejrzenia chociażby rzeczonej korony z każdej strony, z podpisami wyłącznie w języku polskim (to samo
tyczy się planszy informacyjnej – nie tak bardzo zresztą informacyjnej jak
mogłoby się wydawać lub jak mogłoby być)…
|
fot. JK (Mergia) |
|
Trochę tu ciemno, prawda? fot. JK (Mergia)
|
|
fot. JK (Mergia) |
Z mężnie towarzyszącą mi koleżanką
Eweliną (pozdrawiam) nie padłyśmy bynajmniej z zachwytu. Za wystawę oczywiście
trzeba było zapłacić (wolny wstęp w niedziele nie uwzględnia wystaw czasowych),
co oczywiście uczyniłyśmy i – jak się okazało – był to błąd straszliwy, bo
przed wejściem do komórki nikt biletów nie sprawdzał. Nic tylko gorzko zapłakać.
|
fot. JK (Mergia) |
Skarb sam w sobie oczywiście się obronił, w tym przypadku
było nawet innej możliwości. Ze średniowiecznym (i nie tylko) złotnictwem jest trochę tak
jak z miniatorstwem – w mniejszym lub większym stopniu chwyta każdego. Nie
mówcie, że jest inaczej, bo nie uwierzę. W tych małych formach jest coś takiego
co sprawia, że rączki robią się lepkie, nos smaruje po gablocie (to mi
przypomina wspaniały pomysł z domku gotyckiego w Wörlitz, gdzie w jednym z pomieszczeń
do oglądania wykonanych z - nomen omen - miniatorską precyzją witraży podaje się
turystom lupy), szczęka nagle zalicza zderzenie z posadzką… Ktoś mi kiedyś
zwrócił uwagę, że w tym powszechnym upodobaniu zwiedzających do złotnictwa jest
jakiś odblask nie do końca pewnie wyplewionego gustu jarmarcznego, nawet u
wyrobionego odbiorcy. Cóż. Jeśli tak jest, to nigdy nie stanę się wyrobionym
odbiorcą. I bez żalu będę dalej piać z zachwytu.
Na pocieszenie po mocno średnim aranżu średzkich znalezisk
pozostała nam Galeria Sztuki Śląskiej XII-XVI w., nie cała zresztą, bo
pomieszczenia na parterze były zamknięte z powodu jakiejś tajemniczej awarii.
Dla fanów Henryka Probusa oznacza to żal prawdziwie nieutulony (nawet jeśli
jego nagrobek widziało się już kilka razy), ale cóż było czynić. Za to
ekspozycja na piętrze nareszcie jest otwarta! To uczucie jest zawsze
fantastyczne – spojrzeć na starych znajomych i napotkać rzeczy, których się
wcześniej nie widziało…
|
fot. JK (Mergia) |
|
fot. JK (Mergia) |
|
fot. JK (Mergia) |
|
fot. JK (Mergia) |
|
fot. JK (Mergia) |
|
fot. JK (Mergia) |
After ages, ale
ciągle wspaniali.
Na tym koniec, zachęcam do odwiedzania starych,
średniowiecznych znajomych i do poznawania nowych.
Do zobaczenia niebawem (naprawdę mam nadzieję),
prawdopodobnie na znanej nam dobrze planecie ‘kultura popularna’. Muzyka, film
i trochę sztuki, a prawdopodobnie wszystko w jednym J.
Z uśmiechem, w tą jesień!
|
fot. JK (Mergia) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz