Jak w tytule.
Sezon obecnie blogowym elaboratom
bynajmniej nie sprzyja, jeszcze nie zaczęłam się egzaminować, a już od co
najmniej miesiąca mam ciągłe poczucie stanu podwyższonego ryzyka. Dlatego
zamiast opróżniać nagromadzony zasób słów i tematów (a są takie co czekają
jeszcze od czasów fazy koncepcyjnej MAAA) – opróżniam nagromadzony na dysku
zasób wizualny. A przynajmniej fragmentarycznie.
Zresztą – wątek okładek płytowych
swego czasu zdążył już
tutaj mignąć i było jasne, że prędko powróci.
Na wszystkie prezentowane tu
graficzne cuda i koszmarki natknęłam się w ramach wyłącznie muzycznych
poszukiwań, czasami miało to miejsce kilka lat temu, czasami – w ubiegłych
tygodniach. W każdym razie nigdy nie podjęłam próby przeczesywania monstrualnie
wielkiego materiału okładkowego pod kątem łowienia średniowieczności. Dlatego
te kilka sztuk, które dzisiaj prezentuję jako zbiór, stanowi istny groch z
kapustą, ale może to właśnie przyczynia się do uchwycenia – jak to mówią –
‘szerokiego spectrum problemu’.
Oczywiście nie muszę dodawać, że
celowo nie uwzględniłam gagatków w rodzaju sceny neo-medieval i okolicznej, ani
tych rewirów okładki „metalowej”, gdzie stosuje się z upodobaniem gotycką
czcionkę i inne tego rodzaju chwyty. Im bardziej to średniowiecze (albo wczesne
nowożytniaki) przypadkowe (czyt. wizualnie samodzielne) – tym lepiej. Chociaż
przypadkowość zachodząca na linii muzyka zawarta na płycie – okładka płyty jest
zazwyczaj złudna.
Raz, dwa, trzy – do dzieła.
Po pierwsze – mistrz printów (co już wielokrotnie tu
podkreślano), ale i okładek także (vide Aion Dead Can Dance), miłościwie nam panujący Hieronim Bosch ma konkurencję.
|
Fleet Foxes, Fleet Foxes (2008) |
|
Pieter Bruegel, Przysłowia holenderskie, 1559, Staatliche Museen, Berlin |
To Pieter Brueghel St., proszę państwa.
|
Pearls Before Swine, Balaklava (1968) |
|
Black Sabbath, Greatest Hits (1986) |
O okładkach
Trylogii
husyckiej Sapkowskiego przypominam w tym miejscu mimochodem.
Szerzą się te Bruegle obficie. Do znudzenia? Z dzisiejszej
perspektywy może już tak. Nic bardziej nęcącego, niż podzielić się tymi smaczkami
wszechogarniającego zniszczenia albo i szaleństwa, albo i po prostu rozbieganej ludzkiej ciżby, dużo łapiącego oko szczegółu... Biorąc pod uwagę jak
niedaleko pada tu jabłko od jabłoni, a Bruegel od Boscha – trzeba chyba
traktować boschyzmy i breuglizmy łącznie. Szerszy trend i jaki trwały. Okładka
płyty Pearls Before Swine to przecież dopiero pamiętny rok ów 1968, zatem
pradzieje trendu. Swoją drogą – wiedzieliście, że w latach szkolnych Jim
Morrison popełnił był obszerną pracę na temat nie kogo innego, jak Boscha?
Bodajże dowodził w niej powiązań malarza z adamitami (źródło, w którym to swego
czasu wyczytałam nijak tego nie precyzowało). No cóż…
Wracając do pradziejów. Jeśli chodzi o czeluście lat 60-tych
i 70-tych minionego stulecia, order za wierność sztuce interesujących nas tu
wieków bezapelacyjnie przyznałabym Pearls Before Swine właśnie. Popatrzcie
tylko (naturalnie jest i Bosch):
|
Pearls Before Swine, One Nation Underground (1967) |
|
Pearls Before Swine, These Things Too (1969) |
|
Pearls Before Swine, The Use of Ashes (1970) |
Później pojawili się prerafaelici, Waterhouse we
wspominkowym box-ie w 2002 r. (Jewels
Were the Stars), a znacznie wcześniej Millais. Biorąc pod uwagę stopień
średniowiecznego miłośnictwa zakorzenionego w Bractwie Prerafaelitów i wśród
jego kontynuatorów – pozwalam sobie okaz z Ofelią
tutaj włączyć.
|
Pearls Before Swine, ... beautiful lies you could live in (1971) |
A jakby komuś jednak jeszcze Boscha było mało, chociaż nie
wierzę, to proponuję jeszcze wczesnych Deep Purple, z niebezpiecznie
nieodległego czasu w stosunku do One
Nation Underground. Niczego nie sugeruję.
|
Deep Purple, Deep Purple (1969) |
Z podobnych lat pochodzą jeszcze rozliczne michałki.
Nigdy nie przestanie mnie bawić grupa Elizabeth i to oto
arcydzieło:
|
Elizabeth, Elizabeth (1968) |
Oj, ktoś tu lubił florentczyków. Jest i Botticelli, jest
Ghirlandaio… I te „portrety profilowe” członków grupy, w jednym, grzecznym
szeregu! No, panowie, profile profilami, ale trochę jednak wam zbrakło do
dumnych oblicz przedstawicieli italskich szlacheckich rodów. Że już o cezarach
nie wspomnę.
Ach ta stylizacja, przerzucanie pomostów
przeszłość-przyszłość…
|
King Crimson, Lizard (1970) |
No tak, to Lizard
King Crimson. Okładka rodem ze skryptorium. Trudno znaleźć słowo, które w pełni
oddaje mój stosunek do tejże okładki. Chyba po prostu ona mnie cieszy.
Dla miłośników klimatów bardzo wczesnych – wiek VI, fibula w
kształcie orła i The Growing Concern.
|
The Growing Concern, The Growing Concern (1968) |
|
fibula w kształcie orła, VI w. n.e., Walters Art Museum |
Można się też po prostu sfotografować pod zabytkiem.
Przypomnijmy Donovana…
|
Donovan, Wear Your Love Like Heaven (1966) |
… i przedstawmy The Goundhogs. Historyzujących tu na całego,
w dwie różne strony.
|
The Groundhogs, Blues Obituary (1969) |
Niektórych do inspiracji czasem minionym skłaniać może…
własna nazwa.
|
Renaissance, Novella (1977) |
No a na koniec, coś czasowo nam bliższego, co bardzo przypadło
mi do gustu – Hala Strana, granie psychodelizująco-bałkanizujące i upodobanie
do dawnej kartografii.
|
Hala Strana, Fielding (2003) |
|
Hala Strana, Have the Gambrel (2007) |
I tyle pierwszej porcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz