poniedziałek, 4 marca 2013

Jak mozaiki to tylko od Dolce&Gabbana


Kilka dni temu, niczego nie podejrzewając, weszłam na jedną z tych stron internetowym, które zwykłam odwiedzać codziennie. Weszłam, zobaczyłam – i zamarłam. Cielęcym wzrokiem wpatrywałam się w ekran, dopóki nie zorientowałam się, że chyba właśnie ucieka mi tramwaj. Było to rano.

Jak prawdopodobnie można się zorientować po tonie moich dość już licznych, zawartych tu wypowiedzi na temat przemysłu tekstylnego: z oceną tak zwanego historyzmu w modzie współczesnej miewam pewne problemy, pomijając już nawet fakt, że największy z nich stanowi to, czy w ogóle wypada w tym kontekście posługiwać się starym, dobrym a przykurzonym terminem ‘historyzm’. I do czego konkretnie miałby się on odnosić? Czy tylko do krojów inspirowanych czasem minionym, do dodatków jak z muzealnej szafy? Czy printy mogą być ‘historyczne’, jeśli są oparte na mniej lub bardziej zasłużonych dziełach sztuki dawnej?

Istnieją kolekcje, w przypadku których określenie ‘historyczne’ narzuca się natychmiastowo, prawie bezwiednie i absolutnie nie odwołalnie. Nie mylić w tym przypadku 'historycznego' z 'epokowym'. Epokowy mógł być Yves Saint Laurent i jego le smoking w 1966. W ukutym na potrzeby dzisiejszej notki terminie ‘kolekcja historyczna’ zawiera się to, że kiedy patrzysz na wędrujące po wybiegu modelki, czujesz, jak wieje historią. I to tak, jakby się stało przy jakiejś wielkiej turbinie.

Kiedy zabrakło Alexandra McQueena, kiedy John Galliano popadł w niełaskę i kiedy Jean Paul Gaultier na razie definitywnie obstaje przy wskrzeszaniu ikon i subkultur minionego stulecia – ktoś musiał przecież zostać na placu historycznego (historyzmowego?) boju i dzielnie dzierżyć pałeczkę. Że Karl Lagerfeld sięgnął po Szkocję Stuartów w (przynajmniej części) ostatniej kolekcji Chanel Pre-Fall – to już wiele – fantastyczne i naprawdę interesujące wiele, ale chodzi mi po kościach, że raczej jednorazowe. Na szczęście są jeszcze Dolce&Gabbana, jakoś tak bynajmniej z powagą muzeów nie kojarzeni, a jak się zastanowić – zupełnie niesłusznie, bo obok ‘szumu morza na promenadzie w Portofino’ mogą się jeszcze kojarzyć z jedną z absolutnie w moim skromnym odczuciu najlepszych, historycznych kolekcji ostatniego dziesięciolecia: sławnym, napoleońskim popisem na jesień/zimę 2006/2007, co do którego do dzisiaj mam podejrzenia, że w sposób wielce wydatny wpłynął na początki mojego zainteresowania tamtą epoką.

W ostatnich sezonach (co by nie powiedzieć – latach) panowie Domenico Dolce and Stefano Gabbana stawiają na promocję dziedzictwa kulturowego swojej rodzimej Italii. Weźmy pod uwagę same kolekcje, ale także kampanie reklamowe, które poleca się zwłaszcza fanom klimatów weselnych a’la pierwsza część Ojca chrzestnego oraz pani Bellucci. Mijającej właśnie zimy mieliśmy do dyspozycji – oficjalnie rzecz ujmując – barok na Sycylii, luźno czerpany, umiejętnie dozowany i piękny, że zgroza i że głowa boli. Na tegoroczne lato skondensowali całą tradycję włosko-wczasową (jeśli istnieje coś takiego), w najbardziej południowym wydaniu, jak tylko się da, tak, że aż pachnie – no powiedzmy – pastą alla norma, żeby użyć pomidorów i bakłażana w jednym wyrażeniu. Było w tym trochę Afryki (wiadomo gdzie Sycylia leży), było sporo dziwacznego detalu oddającego najbardziej żywą, kolorową i radosną stronę Mediterraneo, a także – jakże by inaczej! – baśniowo-historyczne printy w klimacie zbrojnym. Dlatego zastanawiałam się, czy nie opisać tej kolekcji w całości, no ale nie zdążyłam, bo tymczasem nastały nowe pokazy – no i właśnie. Eksperci od umiejętnie dozowanych aluzji poszli na całego.
Siedząc na tej Sycylii, najpierw wśród tych czarnych koronek i barokowych kościołów, potem na tych straganach wśród bakłażanów, Stefano i Domenico najwyraźniej skręcili ku zabytkom z czasów, kiedy na tej wyspie żyło się luksusowo. Zanim bowiem italskim arbitrem estetyki przepychu został Gianni Versace – w Palermo i okolicy całkiem sporo kombinowano ze złotem.

Palermo, Palazzo dei Normanni, Cappella Palatina, XII w.

katedra w Cefalu, poł. XII w.

Roger II, Martorana, XII w.

Monreale, katedra, XII w.

Sala Króla Rogera, Palazzo dei Normanni w Palermo, XII w.


Wracając z Sycylii na Północ, duetowi D&G mogło się jeszcze po drodze przypomnieć, że błyszczeć lubiono także na Półwyspie. Właściwie całym. I właściwie to od dość dawna.
 
Znani i lubiani! Justynian...

... i Teodora wraz z orszakami. San Vitale w Rawennie, VI w.

absyda katedry w Torcello, XII w.
 
Najwyraźniej mając to wszystko przed oczami, postanowili ubrać modelki w mozaiki, a jakby blasku jeszcze nie było dość, przyozdobić je dodatkowo biżuterią, która na pierwszy rzut oka wygląda jak kawał dobrej rekonstrukcji. I dodać trochę tych mozaik na torebki. I jeszcze na buty. A co. Po czym spacyfikować to wszystko powściągliwym, czasem wręcz minimalistycznym krojem, linią A, dużą ilością szarości i sporą dawką lat 60-tych raczej-wczesnych, resztą tej czarnej koronki, co to została im z baroku, oraz królewskim szkarłatem. Ta-da!


Look 1, Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk


Look 3, Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk


Zobaczycie - za pół roku zdjęcie tej sukienki będzie wszędzie. /Look 5, Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk


Look 6, Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk


Look 11, Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk


Geometria i mozaiki. Da się? Da się!/ Look 12, Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk


Wersja biznesowa. Różnorodność propozycji jest powalająca. /Look 15, Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk


W części kolekcji jedynym akcentem historycznym pozostawała biżuteria. Przepraszam. Złotnictwo. /Look 17, Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk


Look 22, Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk


No i inspiracje zakonne! Nie takie ostatnimi czasy rzadkie. /Look 36, Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk


Look 67, Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk


Look 69, Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk


Jak odwrócony puchar. Bez stopy. /Look 72, Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk


Moja stylizacyjna fawotytka. Złoto i srebro. Na Kasi Struss zresztą. /Look 73, Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk


Look 75, Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk

 
A co będę ukrywać – kompletnie mnie zatkało. Dopiero po jakimś czasie zaczęłam zastanawiać się nad tym, czy faktycznie należy tak się zachwycać czymś, co w gruncie rzeczy jest tylko kawałkiem dawnej sztuki przedrukowanym na dobrej gatunkowo tkaninie i okraszonym biżuterią, w której czasem więcej pasji starożytniczej niż inwencji. Nie potrafię się jednak powstrzymać. Ogromnie mi się nad tym cieszą oczy. Nie od dziś wiadomo, że straszna ze mnie sroka, ale czy takie cielęce zachwyty przy okazji nie dowodzą tego, że wieki temu wymyślone środki zachwycania, i to tego najpoważniejszego – przeznaczonego dla religii i dla władzy, polegające na sypaniu złotem i drogimi kamieniami – wciąż mogą srodze rąbnąć patrzącego po głowie?

Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk

Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk

Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk

Właśnie tak. Printy, ale i aplikacje. /Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk

Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk

Teodora na pewno by nosiła. / Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk

No i finał. Wyjście 'na raz', jak zwykle u D&G/ Look 1, Dolce&Gabbana RTW A/W 2013/2014; źródło: vogue.co.uk
 
„Tradycja rzecz święta” – jak to mawiano w jednej z reklam Biedronki. Mam nadzieję, że romans z różnymi italskimi tradycjami w przypadku Dolce&Gabbana się jeszcze nie skończył i z niecierpliwością czekam na to, co też jeszcze wymyślą. Ciągle marzy mi się jakaś naprawdę twórcza interpretacja szeroko rozumianego antyku, polegająca wreszcie na czym innym, niż na przywdziewaniu pań w lejące się, marszczone i spięte w charakterystycznych miejscach sukniska. Od późnego średniowiecza na szczęście mieliśmy McQueena, ale jeśli chodzi o XV czy XVI w., miłośnicy mody i historii w jednym chyba zasługują na coś ciekawszego niż bluzy z Botticellim, legginsy z Michałem Aniołem i – oczywiście – apaszki z Boschem. Pożyjemy, zobaczymy. Obserwujmy.

1 komentarz:

  1. Ojej, swoją drogą ciekawe, czy Teodora, by sobie coś wybrała

    OdpowiedzUsuń