Drodzy miłośnicy
średniowieczności i wczesnych nowożytniaków (nie mylić z nowożytnikami, choć i
oni pewnie miewają swoich miłośników) – przywożę wam upolowaną właśnie
zwierzynę rodem z wybitnie nie kojarzącej się z takimi klimatami metropolii,
gdzie świeci kolorami Allianz Arena, gdzie grzmi dorocznie Oktoberfest i gdzie
boski Leo – ale nie DiCaprio tylko von Klenze – dwieście lat temu roztoczył
swoje portyki i kolumnady. Zwierzyna broniła się dzielnie: remontami,
rusztowaniami, wejściami, których nie szło znaleźć, zesłaniem na mnie choroby i
przez większą część czasu – deszczową pogodą. Ale oto jest. Mam nadzieję, że
soczysta.
Tropieniem tych przyjemności
zajmowałam się po godzinach pracowitej orki bynajmniej nie na ugorze, a na
bujnej niwie instytucji w pewnych kręgach niemal już mitycznej, znanej jako
Zentralinstitut für Kunstgeschichte, gdzie w dosłownym pocie czoła zbierałam
materiały do cranachowej pracy o której bywała już mowa. Na szczęście w moim
przypadku pozyskiwanie potrzebnych tekstów odbyło się w tempie lotu Szatana,
więc jako-taki pozyskany czas można było spożytkować w sposób nieco bardziej
urozmaicony, niż szamotanie się między Instytutem, hotelem i jakimś miejscem,
gdzie dają jedzenie. Buszując wśród dobrodziejstw literatury bądź co bądź w przeważającej
ilości o sztuce XVI wieku traktującej, nie można było nie myśleć o tym, że
praktycznie przecznicę dalej stoi Stara Pinakoteka i przyjaźnie mruga do mnie
okiem.
Biorąc pod uwagę to, jak bardzo w
czasie zwiedzania tamtejszych zbiorów roznamiętniłam się w robieniu zdjęć –
monachijskie rarytasy pozwalam sobie podzielić na dwie części i najpierw skupić
się właśnie na zasobach tego dostojnego muzeum. Robię to zresztą kompletnie nie
chronologicznie – odwiedziłam je w piątek, mając już za sobą czwartkowy krótki
tour w terenie, z którego garść zdjęć i wrażeń mam zamiar pokazać w następnym
poście. Jak już się kiedyś rzekło – w zderzaniu się z dziełami sztuki face to face zwykle najbardziej interesuje
mnie możliwość wsadzenia nosa i oka w detal. Żeby nie przeładowywać bloga dodatkowymi
zdjęciami – wszystkich zainteresowanych tym, jak prezentowane tu łupy
prezentują się w całej swojej rozciągłości, odsyłam na stronę Pinakoteki:
większość z nich powinno się tam znajdować.
Hasłem przewodnim mojej wizyty
było pewne imię, zresztą – nie tylko wizyty w Alte Pinakothek, ale w Monachium
w ogóle: w chwilach zwątpienia przedwyjazdowego (z cyklu: nie lubię podróży
dalszych niż z Zielonej Góry do Warszawy, jestem chora, jest zima i w ogóle to
mój niemiecki właśnie w tajemniczy sposób wyparował) motywowałam się właśnie
między innymi tym, że jeśli sprawnie się uwinę, to może zdążę zajrzeć na pewne
tajemnicze pierwsze piętro, gdzie czekać na mnie będzie pierwsza litera
alfabetu.
Kto pomyślał w tym momencie o
Dürerze ręka do góry. Powinnam właściwie napisać: dwa razy ‘a’. Albrechtem, dla
którego wspięłabym się po tych niebosiężnych schodach nawet na klęczkach (och,
Leo)…
Alte Pinakothek - wnętrze; fot. Mergia |
był Albrecht Altdorfer. Powiem
tak: ostatni raz taką silną zachciankę zobaczenia konkretnych obrazów
konkretnego artysty, co wiąże się z pędzeniem do nich przez galeryjne korytarze
niczym Speedy Gonzales w swoich najlepszych momentach, odczuwałam chyba we
wczesnym liceum. No, już jakiś czas temu. To było to: sunąć pieszo i bez mapy
przez kawałek Londynu (kawałek, ale powtarzam – bez mapy, na Boga, cóż za
poświęcenie…) tylko po to, żeby 10 minut stać przed ‘Chrztem Chrystusa’ Piera
della Francesca, po czym wyjść, właściwie wybiec, dokładnie po tych 10 minutach,
bo i więcej czasu nie było. Oczywiście, ostatnio też zdarzało mi się jakiegoś
konkretu zachcieć i nawet ten konkret odwiedzić, jednak wczoraj zupełnie i
całkowicie przypomniałam sobie to odczucie sprzed kilku lat, kiedy tak po
prostu coś się chce zobaczyć, bezsensownie, mocno i już. Jest w tym coś wręcz
prymitywnego, w taki miły sposób, bo nie rozbija się to o wiedzę, tylko o zwykłe
podobanie. Wczoraj chciałam zacząć z godnością, powoli i spokojnie, no ale
skoro tylko wparadowałam do pierwszej sali, odwróciłam się i zobaczyłam, co zobaczyłam,
to mi się ten zapomniany odruch wziął i odblokował, i tak biegałam między tymi
Altdorferami z jednego pomieszczenia do drugiego jak istna wariatka.
Albrecht Altdorfer, Bitwa Aleksandra, 1529; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Pan pilnujący, swoją drogą sobowtór Alfreda Moliny, zaczynał mieć w oczach jakieś podejrzliwe błyski, chociaż pewnie widuje takich sfiksowanych osobników codziennie.
Albrecht Altdorfer, Zuzanna w kąpieli, 1526, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Albrecht Altdorfer, Zuzanna w kąpieli, 1526, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Albrecht Altdorfer, Zuzanna w kąpieli, 1526, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Dlaczego Altdorfer? To pytanie trochę w stylu romansowego ‘co tym w nim widzisz’. Najchętniej postawiłabym sprawę tak: nie wiem co widzę, podoba mi się i już, i że w ogóle najbardziej na świecie lubię całą tą germańską bandę z pierwszej połowy XVI wieku (zwaną poufale Altdojczami), z czym już się kiedyś trochę zdradziłam. Na dzień dzisiejszy można to jeszcze powiedzieć tak (chociaż jutro mogę zmienić zdanie): mam wrażenie, że przy tej swojej nieopisanej barwności, precyzji, jakiejś prawie sennej baśniowości, kompletnej eksplozji detalu, dzieła pana o wdzięcznych inicjałach AA są czymś, czym – gdybym je wtedy znała – absolutnie zachwyciłabym się w dzieciństwie. I to mocniej pewnie niż teraz. Mam wrażenie, jakbym całe dzieciństwo ich szukała i dopiero po latach (z powrotem?) znalazła. Jakby było to bardziej wspomnienie ‘podobania się’ niż aktualne ‘się podobanie’. Są te Aldorfery czasami takie małe (pilnuję się, żeby nie zdrabniać: „altdorferki”, „malusie” etc.), i jednocześnie takie wsysające do środka. Chyba tego mi teraz trzeba. Żeby detal i kolor co jakiś czas wyłączały i resetowały mi mózg.
Albrecht Altdorfer, Pejzaż naddunajski, po 1520, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Albrecht Altdorfer, Narodziny Marii, ok. 1520, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Zerwane więzi czyli najbardziej nieoczekiwane z nieoczekiwanych
spotkań.
Nie napisałam, że ci, którzy
pomyśleli o Dürerze kompletnie nie mieli racji, prawda? Gdybym ja wcześniej
wiedziała… Dwa Albrechty wzięłyby się za bary. Skoro już jestem dzisiaj w tak
wylewnym nastroju (mało snu, to pewnie to), powiem bez ogródek: jakim trzeba
być kompletnym bałwanem, żeby jako oddanna fanka malarskich portretów, mająca tych
swoich najbardziej ulubionych gąb pięć na krzyż, nie potrafić spamiętać, gdzie
się te gęby znajdują? Z portretami sprawa wygląda tak oto: zbieram wybrane.
Osobny folder – ciach – wrzucam obrazki. Nie muszą być rewelacją pod względem
artystycznym (choć często są), model(-ka) nie musi, wręcz nawet nie powinien
być ‘ładny’, tylko osobliwy, taki w typie ‘aktora charakterystycznego’. Albo
jak panie z wybiegów – często bardziej dziwne niż urodziwe. Takie małe
zboczenie, brak zboczenia też zboczenie, inni zbierają znaczki. Koronny
przypadek: cesarz Maksymilian I, którego podobizn wypatruję naprawdę pasjami.
To jest coś doskonałego. Najbardziej frapujący nos epoki.
Albrecht Dürer, Maksymilian I, 1519; Kunsthistorisches Museum, Wiedeń; źródło: wga.hu |
Wczoraj pewien młody pan z innego obrazu Dürera przyprawił mnie o zawał, wisząc naprzeciwko stłoczonych w małym pomieszczeniu Altdorferów i atakując mnie, gdy tylko się od nich odwróciłam. Co ja myślałam, że gdzie się znajduje? Padł na mnie ten wzrok szaleńca i strasznie chciało mi się śmiać. Poczułam się, jakbym spotkała sąsiada zza płotu powiedzmy na targu w Bangladeszu albo wychowawczynię z podstawówki nad jeziorem Titicaca. Znacie Oswolta Krela? Faceta, który na pierwszy rzut oka wygląda normalnie, a za każdym następnym (ale tu konieczne są dobre reprodukcje) coraz bardziej podejrzanie?
Albrecht Dürer, Oswolt Krel, 1499, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Oswolt, poza tym, że też obdarzony wielkim nochalem i ze śmieszną grzywką, wygląda w gruncie rzeczy jak ktoś, w czyim środku przetacza się właśnie huragan Katrina. Nie wiem, czy wygląda bardziej na wkurzonego, zdesperowanego, zirytowanego, rozgoryczonego, czy bardziej przecina wzrokiem czy nim ucieka, czy taki jest właśnie wściekło-zrozpaczony, strasznie mocno starając się jednak, by nie było po nim nic widać, a tu pech, bo widać wszystko – siedzi taki spięty i cały zaciśnięty? No i jeszcze ci ‘dzicy mężowie’ z tarczami herbowymi.
No dobra - czynię całościowy wyjątek. Albrecht Dürer, Oswolt Krel, 1499; Alte Pinakothek, Monachium; źródło: wga.hu |
Ejże, zdecydujcie się Oswolcie. Na żywo te dziwne oczyska wydają się być jakby bardziej mętne i załzawione. Ten portret jest w pewien sposób niesamowicie płynny i za to właśnie go lubię. I jeszcze w tym wszystkim pytanie – zasługa to wyłącznie artysty, czy tego, że świetny portrecista trafił na ciekawego (żeby nie powiedzieć – ‘zniuansowanego’) modela?
Do przesławnego pomieszczenia z
Oswoltem i kilkoma Altdroferami wracałam chyba z pięć czy sześć razy, więc
reszta eskapady wypadła nieco chaotycznie. Zastana na miejscu ekipa spisała się
jednak na medal, chociaż odwiedzałam ją mając chronologię w kompletnej
pogardzie. No i tak też ferajnę prezentuję. Kogo tam nie było…
Lucas Cranach St., Kardynał Albrecht Brandenburski przed krucyfiksem, lata 20-te XVI w., fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Znamienna mina ‘na smutnego
karpia’: to musi być kolejny Albrecht. Przysięgam – to już ostatni. Dla
miłośników Cranachów i klimatów około-Lutrowych – kardynał Albrecht, ten kardynał Albrecht. Albrecht
Hohenzollern. Swoją drogą - w tym samym pomieszczeniu gościnnie użyczający swych rysów św. Erazmowi, na obrazie Grünewalda. Uwierzcie - tego człowieka spotyka się wszędzie.
Po drodze – ci, których imiona są
nieznane, np. Mistrz Ołtarza św. Bartłomieja. Właściwie nie można wykluczyć –
może też mu było Albrecht? Wesołe to jego opus
magnum: absolutnie fenomenalna mina w pełni zasłuchanej św. Cecyli…
Mistrz Ołtarza św. Bartłomieja, Ołtarz św. Bartłomieja, ok. 1500-1510, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Mistrz Ołtarza św. Bartłomieja, Ołtarz św. Bartłomieja, ok. 1500-1510, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
… wyjątkowo pękaty baranek
(wyobraziłam sobie, że biedactwo wstało)…
Mistrz Ołtarza św. Bartłomieja, Ołtarz św. Bartłomieja, ok. 1500-1510, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
… i arcydzieło wśród zwierzów
fantastycznych: smok spod stópek św. Małgorzaty.
Mistrz Ołtarza św. Bartłomieja, Ołtarz św. Bartłomieja, ok. 1500-1510, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Idźmy dalej. Stefan Lochner i jego osobisty Wielki Błękit:
Plus cała plejada obrazów
historycznych z serii wykonanej dla Wilhelma IV Bawarskiego. Jeśli z czymś wam
się to kojarzy, kojarzy się słusznie – jeden Altdorfer (Bitwa Aleksandra) też do tego zacnego grona należy.
Hans Schöpfer St., Historia Zuzanny, 1537, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Hans Schöpfer St., Historia Zuzanny, 1537, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Melchior Feselen, Historia Cloelii, 1529, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Melchior Feselen, Historia Cloelii, 1529, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
W międzyczasie Hans Burgkmair okazywał się być na żywo trzysta razy bardziej porywającym niż na reprodukcjach, a ptaszęta śpiewały św. Janowi na Patmos.
Hans Burgkmair, Ołtarz św. Jana, 1518, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Obok numerowano dzieci...
Numerki nad głowami. Bernhard Strigel, Konrad Rehlinger St. z dziećmi, 1517, fragm. tabl. prawej; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
… a piętro niżej Michael Pacher
popisywał się chwytami perspektywicznymi.
W tak dostojnym towarzystwie
dbano rzecz jasna o wystawność ubioru.
Wśród wielkich ołtarzy – coś, co
przy nich zdawało się być maleństwem, ale i tak okazało się jednym z odkryć
dnia. Piękna, prawie monochromatyczna robota.
Gabriel Angler, Kalwaria, ok. 1440; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Gabriel Angler, Kalwaria, ok. 1440, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Gabriel Angler, Kalwaria, ok. 1440, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Przyszło się żegnać.
Byłoby smutno, na szczęście z odsieczą przyszli
Michael Pacher, Ołtarz Ojców Kościoła, ok. 1480, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Byłoby smutno, na szczęście z odsieczą przyszli
Niderlandczycy.
Mistrz Historii Józefa, Józef i żona Putyfara, ok. 1490-1500, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Niestety - kopia Rogiera. Jedna z trzech współczesnych. Naśladowca Rogiera van der Weyden, Św. Łukasz Malujący Madonnę, po 1484, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Dokąd pędzicie, w cwal odziani? Hans Memling, Siedem radości Marii, 1480, fragm,; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Te przejrzyste, świetliste krajobrazy! Dirk Bouts, Ecce agnus dei, ok. 1462-1464, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Uroda porcelanowej laleczki. Jan Gossaert, zw. Mabuse, Danae, 1527, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Wśród nich jedna z kolejnych,
nieoczekiwanych gwiazd wyprawy – Św.
Krzysztof i popis kolorystyczny.
Ależ znakomitość! Dirk Bouts, tzw. Perła Brabantu, ok. 1465, fragm,; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Naprawdę. Ostrzegam miłośników. Można stracić głowę.
Naprawdę! Joos van Cleve, Ołtarz Zaśnięcia Marii, 1520-1525, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Do ziemi włoskiej.
W końcu trzeba było. Po tylu
przygodach, które żeśmy w przeszłości razem przeszli – nie potrafię już
wykrzesać dla poczciwych Italiano tyle
entuzjazmu co kiedyś. Początkowo musiałam pewnie mieć minę jak ten oto (udany
zresztą) św. Jan Chrzciciel:
Raffaellino del Garbo, Opłakiwanie Chrystusa, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Włosi ostatecznie nie dawali za
wygraną i też chcieli popisać się kolorami…
… quattrocento pokazywało się od mojej ulubionej, maksymalnie
upraszczającej formy, prawie kubizującej i niemal nowoczesnej w posmaku strony
(tu nawet z dodatkiem makabry)…
… przy okazji rozciągając te
swoje dziwnie puste, trochę surrealistyczne w nastroju pejzaże.
Żałuję tylko, że XV-wieczny
portret reprezentowany był wyjątkowo mało licznie.
Zaskoczenie – mimo że pod
Rafaelem tłumy, tuż obok, przy Leonardzie… nikogo. Przypadek, albo zmienne
sympatie tłumów? Niemal omijany, wciśnięty przy przejściu (w następnej sali –
XVI-wieczni Wenecjanie). Przy okazji – jeden z gwoździ programu: ramy. Ramy!
Antonello da Messina, Zwiastowanie, b.d.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Antonello da Messina, Zwiastowanie, fragment ramy; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
I na tym trzeba dziś skończyć.
Bez dodatkowych komentarzy, na co – jeśli będzie potrzeba – przyjdzie pora przy
okazji zdjęć z ‘sesji terenowej’. Nie mogę się powstrzymać i pozwolę sobie
również na 2-3 skoki w stronę epok późniejszych.
A co. Czasem przecież wolno.
Gabriel Angler, Kalwaria, ok. 1440, fragm.; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
A co. Czasem przecież wolno.
Któż się oprze takiemu spojrzeniu? Peter Paul Rubens, Dwóch satyrów, 1618-1619 ; Alte Pinakothek, Monachium; fot. Mergia |
Ten Gabriel Angler jest dla mnie calkowitą niespodzianką.Najoczywiściej- wspaniały malarz. Trzeba kopać,szukać,wołać poprzez googlowe lasy i doliny i dowiedzieć się o nim wiecej. Nawet na Twoim zdjęciu widać że to jest tempera jajowa malowana wedle metody ,którą znam jako "building-up with white".Architektoniczna siła i miłość rzeżbiarskiej formy-prawie jak Mantegna.
OdpowiedzUsuń