środa, 6 lutego 2013

Nieboszczyk pod parkingiem: nowa/stara twarz monarchy i jego wielki come-back


Pamiętacie to jeszcze?

 
 
Kto w przeciągu ostatnich dwóch dni w miarę wnikliwie przyglądał się temu, co prezentują serwisy informacyjne, ten już zapewne wie o co (a raczej o kogo) chodzi. W domu mym rodzinnym wiadomości ogląda się kilka razy dziennie, na różnych kanałach, w przerwach przełączając się na TVN24. Zaatakowana z każdej strony tym doniosłym wydarzeniem, które mnie zresztą szczerze wzruszyło, postanowiłam za pośrednictwem swojego skromnego bloga włączyć się w medialną burzę, która przetoczyła się z hukiem gromu przez Brytanię, a i u nas widać było pojedyncze błyskawice.

Poznajcie Ryszarda.

 
Ryszard III zrekonstruowany. Podoba się?
 
Wiem oczywiście, że wszyscy Rysia z Trójką znacie i teoretycznie ponownie poznawać nie musicie. Cóż, świat też znał, ale dopiero teraz poznał niejako… hm… Osobiście.


Pochówek w Leicester
 
Pogłoska o tym, że go znaleźli, gruchnęła już jakiś czas temu. Trzeba było jednak czekać na potwierdzenie. No i mamy. Po przebadaniu typowanych na ryszardowe szczątków, zespół specjalistów stwierdził, że „ponad wszelką wątpliwość” są to resztki ziemskiej powłoki wielkiego przegranego Wojny Dwóch Róż, krótko panującego (1483-1485), pokonanego przez Henryka VII Tudora i przez stulecia borykającego się z wytworzonym przez politycznych oponentów czarnym PR-em angielskiego monarchy, znanego szerzej jako Ryszard III, którym w czasach jeszcze nie tak bardzo odległych straszono niegrzeczne dzieci. Ponownie odsyłam do niezastąpionej w tym momencie piosenki z Horrible Histories.

 
Wygląda na to, że po kilku stuleciach wylewania nań pomyj, które XX wiek zaczął jako-tako zdejmować, Rysio może teraz liczyć na swoje pięć (a może i więcej) minut sławy i na wizerunkowy powrót do normalności.

Szczery uśmiech Ryszarda
 
Rzeczony szkielet znaleziono we wrześniu 2012 w Leicester na... parkingu samochodowym. Właściwie pod nim. Średnio sympatycznie, już słyszę ten pogardliwy śmieszek Henryka VII… Wcześniej na tym miejscu znajdował się kościół franciszkanów. Celem porównania DNA znalezionego nieboszczyka pobrano materiał genetyczny od pana Michaela Ibsena, Kanadyjczyka mieszkającego w Londynie, który jest – uwaga – pra-pra-pra-pra-pra-pra-pra-pra-pra-pra-pra-pra-pra-pra-pra-pra („pra” 17 razy) wnukiem matki Ryszarda. Pokrewieństwo obu panów potwierdziło się. Współczesnego nam krewniaka okrytego niesławą władcy namierzył autor książki The Last Days of Richard III, dr John Ashdown-Hill, któremu zawdzięcza się również wyśledzenie miejsca pochówku Ryszarda. Przy okazji upublicznienia wyników badań DNA dr Ashdown-Hill stwierdził zresztą, że i bez nich można było mieć niemal stuprocentową pewność co do tożsamości nieboszczyka, wszystko bowiem pasowało: „płeć, właściwy wiek, właściwa epoka, właściwa warstwa społeczna, znaleziony we właściwym miejscu, lewe ramię niżej niż prawe, ślady okrutnej, gwałtownej śmierci, ślady brutalnego traktowania już po niej” no i oczywiście – podobieństwo fizyczne względem zachowanego materiału ikonograficznego (choć też przyczernionego nieżyczliwą propagandą), co stało się wyraźnie widoczne po dokonaniu rekonstrukcji twarzy. Tak miał zatem wyglądać Ryszard, lat 33, przed bitwą pod Bosworth. Wolimy nie wiedzieć, jak wyglądał po niej.




 
Oczki głęboko osadzone i solidna szczęka.
 
pośmiertny portret Ryszarda, ok. 1520?, Society of Anitquaries

wizerunek z National Portrait Gallery, koniec XVw.?
 

(Szczególnie zainteresowanym tematem proponuję przejrzeć zasoby multimediów, które prezentuje Uniwersytet w Leicester. Miłego oglądania.)

Przeglądanie krążących po Internecie komentarzy odnośnie ujawnionego wyglądu Ryszarda to prawdziwa rozkosz. Pada mnóstwo słów pochlebnych, jakby wszyscy nagle chcieli mu wynagrodzić ten czas uchodzenia za monstrum (no chyba tylko w wymiarze "zbrodniczych czynów" bo nie wyglądu - zawsze mam ochotę krzyczeć – hola, hola! przecież nawet na tych „monstrualnych”, pośmiernych i przesadzonych portretach wygląda normalnie, tyle że staro i niezbyt urodziwie), padają też mniej chwalebne. Mnie najbardziej urzekło porównanie do lorda Farquaada.
 
 

 
Złośliwcy.
To pewnie przez fryzurę.

 
Jak już jesteśmy przy temacie podobieństwa, nie wypada nie wspomnieć o wizerunku Ryszarda, który (przynajmniej mnie) pierwszy pojawia się w głowie, gdy tylko myśl jakoś w tę stronę zakręci.

 
To spojrzenie!

Sir Laurence Olivier w 1955, czyli klasyczna ekranizacja Ryszarda III Szekspira.

Uwielbiam ten plakat. Po prostu uwielbiam.

Nie pora teraz, by rozwodzić się nad filmowymi wersjami Ryszarda szekspirowskiego, chociaż poza Olivierem grały go takie znamienitości jak Ian McKellen (sir Ian McKellen) – bądź co bądź w okolicznościach wykorzenienia średniowiecza i zamienienia go na lata 30-te XX wieku (zresztą w duchu historical fiction). Krótki przegląd Ryszardów filmowych i scenicznych można zobaczyć tutaj.

Ten nos!


Ta prezencja!


Z Claire Bloom jako Lady Anne

Sir Laurence, który zresztą jako Ryszard nie tylko zagrał ale i się wyreżyserował, jest w tym przypadku totalną Chodzącą Wyrazistością. Pal sześć, że wzmacniającą ryszardowe stereotypy. Sztuka ma swoje prawa, sztuka nie równa się historii.

 
Chyba jednak nie poczułabym potrzeby zasygnalizowania triumfalnego powrotu Ryszarda na usta wszystkich, gdyby nie wczorajsze wydarzenie, gdzie owi „wszyscy” faktycznie mi się objawili, jako… klienci-konkurenci na Amazonie. Ci, którzy robią zakupy na jego brytyjskiej platformie, wiedzą zapewne, że aby zasłużyć na darmową wysyłkę do Polski należy uzbierać zakupy za co najmniej 25 funtów. Znają pewnie ten ból, kiedy się okazuje, że wszystko, czego się akurat potrzebuje, zamyka się w cenie 20 czy 19 funtów, a te pozostałe 5-6 (lub co gorsza – jeszcze mniej) nie bardzo wiadomo na co wydać. Wrzuciwszy wczoraj do koszyka dwie książki, które notabene będą się pewnie nadawały do zaanonsowania tutaj, postanowiłam – z wyżej wyjaśnionych względów – zaopatrzyć się w jakiś dodatkowy, tani łup. Grzebanie w kategorii ‘książki – historia’ już na wstępie dało mi trochę do myślenia, kiedy na wysokich pozycjach w rankingu sprzedaży zaczęło mi majaczyć kilka tytułów mających na okładce pewną znajomą buźkę. Jeśli sprzedaż książek o Ryszardzie III nagle wzrasta o kilkadziesiąt lub kilkaset procent, to wiedz, że coś się dzieje. Pomyślałam sobie, że może włączę się do mainstreamu i też sobie taką pamiątkę z okazji odnalezienia królewskich szczątków sprawię. O święta naiwności! Wczoraj wszystkie, absolutnie wszystkie normalnie dostępne, wydane w ostatnich latach pozycje o Ryszardzie były wyprzedane z magazynu. Podobnie jak książki o Wojnie Dwóch Róż. Trzeba czekać na dostawę z wydawnictwa. Na otarcie łez można się było załapać na świeżutką jeszcze biografię Henryka VII. Bardzo wychwalną i bardzo nagradzaną, więc się skusiłam, chociaż i tu Amazon straszył mnie, że na stanie mają tylko kilka ostatnich sztuk. Jednak jeszcze nie zniknął z półek. Cóż, Heniu, i kto się teraz śmieje?

 
Żeby nie był gołosłowną i oddać imponujące bogactwo ryszardzianej literatury ostatnich lat – oto, co (między innymi!) czytelnik ma do wyboru:

Forpoczta zamieszania: John Ashdown-Hill, The Last Days of Richard III - dla tych, co lubią zaczynać od końca

Anette Carson, Richard III. The Maligned King

David Baldwin, Richard III

Peter Hammond, Richard III and the Bosworth Campaing - dla zorientowanych militarnie

Peter A. Hancock, Richard III and the Murder in the Tower - dla detektywów

Charles Ross, Richard III  - dla fanów prostych okładek

Josephine Wilkinson, Richard: the Young King to Be - dla młodych duchem

Alison Weir, The Princes in the Tower - dla tych, których w ryszardowej aferze najbardziej interesuje los tych dwojga malców

Portret rodzinny, ale z Ryszardem III na okładce: Derek Wilson, The Plantagenets
 
Tych, którzy nie lubią czekać na dostawę z wydawnictwa ani na kuriera wiozącego cenne paczuszki z Anglii, odsyłam na niezawodne Allegro, gdzie jeszcze ciągle dostępny jest Paul Murray Kendall i pamiętne wydanie w serii „Biografie Sławnych Ludzi"...
 
Paul Murray Kendall, Ryszard III - klasyk serii "marmurkowej"
 
...że już nie wspomnę o (nomen omen) „Diabelskim pomiocie” Georga Bidwella, którego na aukcjach również zatrzęsienie. Jak widać – Polak aż tak się nie przejął, bo i monarcha cudzy.
 
Diabelski Pomiot Bidwella - wydanie z 1981 r...

... i kieszonkowa edycja z 2005.
 
Oby więcej takich powrotów po latach! Bohaterowi dzisiejszego posta życzymy owocnego "after ages". Na początku 2014 roku ma ponoć zostać z pompą pochowany w katedrze w Leicester. A ja już czekam na serial pod tytułem „Ryszard III: prawdziwa historia”. Lub coś w tym rodzaju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz